Miał bilet, nie mógł wejść do autobusu. Przewoźnik odpiera zarzuty

Czytelniczka twierdzi, że syn na swoim telefonie ma elektroniczny bilet miesięczny, na którym widnieje imię, nazwisko i zdjęcie pasażera, a także numer. Taki sam znajduje się na karcie, którą przykłada się do czytnika przy wejściu do autobusu.

Problem polegał na tym, że uczeń ową kartę zostawił poprzedniego dnia u kolegi. Gdy we wtorek (13 lutego) rano chciał wejść do autobusu by jechać do szkoły, kierowca go nie wpuścił. Jako powód podał brak karty, chociaż młody człowiek miał przy sobie telefon z biletem miesięcznym - wraz z danymi potwierdzającymi jego tożsamość.

Czytelniczka poprosiła nas o interwencję, więc skontaktowaliśmy się z Komunikacją Beskidzką.

Przewoźnik wyjaśnia, że podstawą do przejazdu jest jednak owa karta elektroniczna. Po jej przyłożeniu do czytnika pokazują się dane pasażera - są one widoczne tylko dla kierowcy autobusu, który może dokonać w ten sposób kontroli.

Na telefonie z kolei można mieć potwierdzenie zakupu biletu czasowego. Zawiera ono dokładnie te same dane.

Jest tylko jedna sytuacja, która dopuszcza podróż autobusem bez karty. Tym wyjątkiem jest jej uszkodzenie - w takim wypadku pasażer pokazuje kierowcy niedziałającą kartę wraz z potwierdzeniem zakupu biletu miesięcznego. Po opłaceniu kaucji, na przykład na terenie bielskiego dworca autobusowego, otrzymuje nową.

Pasażerowie Komunikacji Beskidzkiej (której regulamin nadaje Beskidzki Związek Powiatowo-Gminny) mogą też kupić bilet jednorazowy, gdy nie mają przy sobie karty elektronicznej. Syn naszej czytelniczki nie miał jednak przy sobie gotówki, a jest to jedyna forma płatności u kierowcy.