Wiadomości
- 26 marca 2023
- wyświetleń: 4922
Bielsko-Bialska Ochotnicza Straż Pożarna - ostatnie wspomnienia
Kapitan Franz Hannak, który przez wiele lat zasiadał w zarządzie Bielsko-Bialskiej Ochotniczej Straży Pożarnej, zostawił po sobie wiele interesujących wspomnień. Dzięki jego relacjom dysponujemy wiedzą na temat najciekawszych akcji, w których brali udział strażacy z dzisiejszego dwumiasta. Przenieśmy się zatem raz jeszcze do dawnego Bielska, Białej i okolic.
Straż pożarna odpowiedzialna była, podobnie jak dzisiaj, za bezpieczeństwo podczas imprez masowych. Przykładem tego był teatr, który podczas odbywania się spektakli podlegał ochronie przeciwpożarowej. Służba rozpoczynała się pół godziny przed otwarciem kas. Piwnica, poddasze, widownia i scena były kontrolowane, a efekty kontroli zapisywano w protokołach. Dopiero wtedy można było otworzyć drzwi teatru dla widzów. Podczas przedstawienia jeden członek zarządu znajdował się na widowni, jeden druh i jeden sikawkowy na scenie przy żelaznej kurtynie, jeden druh na nadsceniu i jeden sikawkowy na galerii. Za służbę członkowie zarządu otrzymywali 2 korony, dowódcy 1,5 korony, a reszta drużyny po 1 koronie. Wówczas były to duże pieniądze, za które można było zjeść dobrą kolację, wypić dwie szklanki piwa i zapalić cygaro. Dyżury podczas spektakli teatralnych wynosiły w sumie setki godzin. Ponadto służbę ogniową pełniono w czasie występów cyrkowych, zebrań i innych wydarzeń. Każdorazowo służba strażaków była opłacana przez organizatorów.
Liczba akcji gaśniczych w ciągu roku wahała się między 30 a 80. Kilka z największych pożarów Hannak wspomina jako naoczny świadek. W 1884 roku jako 6-letni chłopiec obserwował pożar fabryki włókienniczej Scholza. Spłonęła ona doszczętnie w noc sylwestrową, a na jej miejscu stanął później budynek Kasy Oszczędnościowej.
Jako młody dowódca plutonu kierował akcją gaśniczą w 1911 roku, gdy płonęła fabryka Franza Geyera przy ulicy Fabrycznej (dzisiaj Powstańców Śląskich). Podczas akcji wraz z sześcioma kamratami utknął w płonącym obiekcie, gdyż eksplodujące w hali obok beczki ropy sprawiły, że słup ognia odciął ich od klatki schodowej. Udało się im wówczas uciec przez wyżej położone piętro, podczas gdy dużo mniej szczęścia miał mistrz malarski Wontroba z Bielska, który dokładnie w momencie sygnału „Odwrót!”, zapalił się od słupa ognia i z ciężkimi poparzeniami twarzy oraz rąk trafił na 6 miesięcy do szpitala. Otrzymał on później 3 000 koron ze Śląskiej Kasy Ubezpieczenia Ogniowego. Ponadto gmina miasta Bielsko zagwarantowała mu prace malarskie na okres 3 lat.
Do kolejnych dużych pożarów należy zaliczyć dwukrotny pożar kolejowego dworca towarowego w Bielsku. W obu akcjach gaśniczych wykorzystano 3 000 metrów węży strażackich. Bielsko-Bialska Ochotnicza Straż Pożarna poniosła wtedy poważne koszty, które jednak zostały wynagrodzone przez dyrekcję Kolei.
W noc wigilijną roku 1927 o 12:30 zgłoszono pożar firmy Gustav Josephy Erben. Panująca wówczas temperatura, wskutek osiągnęła 15 stopni Celsjusza. Akcja gaśnicza trwała 24 godziny i nikt nie mógł nawet myśleć o Bożym Narodzeniu w gronie rodzinnym. Choć ogień został zlokalizowany, po opanowaniu ognia ciągle widoczne były potencjalne źródła wtórnego zapłonu. Z uwagi na to, dopiero po trzech dniach pożar uznano za ugaszony. Bielscy strażacy używali wówczas obrotowej drabiny wysuwnej. Mroźna zima spowodowała, że minęło 8 dni, zanim można było złożyć oblodzoną drabinę.
Kolejne duże pożary miały miejsce w fabryce włókienniczej Sternickel&Gülcher przy Zinngieβergasse (dzisiaj Cyniarska), Wolf przy Tempelstraβe (dzisiaj Cechowa), G. Büttner (dzisiaj Broniewskiego), barakach w Aleksandrowicach oraz likierni Grossa w Białej. Podczas runięcia ciężkiego kawałka sufitu Teatru Miejskiego w czasie spektaklu, straż pożarna wraz z Towarzystwem Ratowniczym została szybko zaalarmowana i pomogła w transporcie ciężko rannych gości do szpitala. Miasto wyraziło swe uznanie dla straży pożarnej wydając wówczas dyplom za udział w tej akcji. Wypadek w teatrze skutkował usunięciem całości sufitu i zastąpieniem go złoconymi malunkami.
Straż pożarna pomagała także podczas częstych wylewów rzeki Białej. Podczas jednego z nich, kamrat Albrecht uratował woźnicę wraz z koniem i wozem, za co zostało odznaczony Medalem
Pogotowia Ratunkowego. Doświadczenie bielskich strażaków było bardzo cenione w różnych regionach. Ściągano ich na przykład koleją do południowych Moraw, by tam pomagali podczas akcji gaśniczych.
W późniejszym czasie bielska straż była zadysponowana do gaszenia pożarów w Oświęcimiu, Kętach, Skoczowie oraz lasów na trasie Dziedzice-Piotrowice. Przy tej okazji sikawka parowa została zamontowana na wóz z plandeką, który wciągnięto na wagon techniczny i wdrożono do użytku. Woda do gaszenia była dostarczona przez cysterny rafinerii. Podczas pożaru lasu iskry niesione przez wiatr powodowały zapłon budynków oddalonych nawet o 1000 metrów. Akcja gaśnicza trwała wówczas 3 dni. Aby zadbać o wyposażenie w terenie, sprowadzono wóz marki Tatra z osiami obrotu, który doskonale się sprawdzał.
Podczas zjazdu straży pożarnych w Wiedniu w 1930, bielska straż działała pod komendą K. Diczki. Posiadała wówczas najnowocześniejszy sprzęt gaśniczy i mogła pochwalić się przed zdumionymi wiedeńczykami swoją Tatra, która służyła bielskiej jednostce od dwóch lat.
Straż pożarna otrzymywała subwencje od dwóch miast - 2/3 od Bielska i 1/3 od Białej. Gdy w 1935-36 roku bialska straż oddzieliła się od bielskiej. Podzielono wówczas sprzęt i od tego czasu działano samodzielnie z pomocą miasta Bielsko. Aby utrzymać wysoki poziom, starano się, by okoliczne jednostki z bielską włącznie wzorowały się na zawodowej straży z kopalni Giesche w Katowicach, Oel-Vacuum w Poznaniu i Krakowa. Za swoje zaangażowanie, ciągłą gotowość i poziom techniczny wyposażenia, bielska straż była i tak wyróżniona wśród straży zawodowych. Komendanci i dowódcy byli szczególnie wyczuleni na kwestie bezpieczeństwa, wobec czego odnotowano tylko jeden ciężki wypadek przez 80 lat działalności
Podczas wielkiej wystawy w Poznaniu i jednocześnie dni straży pożarnej (ponad 5 000 strażaków z całej Polski), bielska straż posiadała swój własny pawilon. Pokazano wówczas obok najnowszych modeli sprzętu pożarniczego, zaporę w Wapienicy i Porąbce, plany oraz statystyki, a także zdjęcia z większych pożarów i ćwiczeń. W czasie Tygodnia Gór bielscy strażacy pojawili się w Wiśle, by przedstawić nowoczesny sprzęt. Uznano, że bielska jednostka jest najlepiej wykwalifikowaną w zakresie pożarnictwa.
W Bielsku funkcjonowała w tym czasie jeszcze jedna umundurowana jednostka straży pożarnej. Była to straż w firmie Karola Korna pod komandem Moskali. W bielsko-bialskiej wyspie językowej wyposażone w nowoczesny sprzęt zostały strażnice: 3 w Kamienicy, 2 w Mikuszowicach, Aleksandrowicach, Wapienicy, Starym Bielsku i w Komorowicach Śląskich. Po drugiej stronie Białej w Lipniku, gdzie mieszkało 14 tys. Mieszkańców istniały 2 strażnice. 2 istniały także w Komorowicach Krakowskich, Mikuszowicach Krakowskich, 1 w Białej i Straconce. Relacje między strażą pożarną, mieszkańcami i miastem zawsze były dobre.
Podczas okrągłych rocznic 50-, 60- i 70-lecia straży, organizowano duże obchody w strzelnicy (dzisiaj Bielskie Centrum Kultury). Wielu mieszkańców brało w nich czynny udział, uczestnicząc chociażby w koncertach orkiestry strażackiej. Bielsko-bialska Ochotnicza Straż Pożarna organizowała także Blumentag (Dzień Kwiatów). Było to święto, w czasie którego wybierano jeden kwiat jako motyw przewodni, a następnie organizowano imprezy połączone ze zbiórkami pieniędzy. Jedna z takich imprez została sfilmowana i przedstawiona następnie w bielskim kinie, gdzie wielu uczestników mogło się zobaczyć na ekranie kinowym.
Podczas jubileuszy wypłacane były premie. Odbywało się to zwykle 2 grudnia na pamiątkę wstąpienia na tron cesarza. Za każde 5 lat służby wypłacano 5 koron więcej i tak za 25 lat służby wypłacono 25 koron, za 30 lat 30 koron itd. Najwyższe premie za 50 lat służby otrzymali Semmler, kapitan Huczek i komendant honorowy Karl Diczki senior. Jesienią członkowie straży otrzymywali możliwość kupna górnośląskiego węgla po znacznie niższej cenie, natomiast na święta przysługiwały każdemu żonatemu strażakowi 2 kg karpia, zaś kawalerom 1 kg za darmo.
Doświadczenie nabyte w bielskiej straży pozwoliło kapitanowi Hannakowi wykorzystać zdobytą wiedzę na terenie Serbii. W czasie I wojny światowej pomagał tworzyć jednostki straży pożarnej w Obrenowac, Ub i Valjevie. Dopóki lokalna społeczność nie wykwalifikowała się w zawodzie strażaka, pełniono w tych miejscach dyżury w ramach służby wojskowej. Podczas funkcjonowania bielskiej straży, w mieście powstawały kolejne przedsiębiorstwa produkujące sprzęt gaśniczy. Należy tu wspomnieć tutaj o fabryce sikawek Doute w Białej, fabryce motopomp Johann Ochsner&Sohn w Bielsku oraz fabryka Wilhelma Jenknera, która specjalizowała się także w motopompach. Firma Lenko natomiast produkowała węże gaśnicze oraz pasy. Produkcje te znajdowały uznanie w całej Polsce.
Na tym kończą się wspomnienia kapitana Franza Hannaka dotyczące Bielsko-Bialskiej Ochotniczej Straży pożarnej. Jest to także ostatni artykuł poświęcony historii tej organizacji przed II wojną światową. Straż pożarna ma w naszym mieście bardzo długą historię. Historię, która zawiera w sobie dużo elementów chwały. Na szczególną uwagę zasługuje profesjonalizm i nowoczesne wyposażenie bielskiej jedności. Wtedy, jak i dziś strażacy zasługują na wielki szacunek za służbę, którą pełnią na rzecz naszej społeczności. Bielska tradycja strażacka pokazuje, że od bardzo dawna nasi strażacy są bardzo postępowi, szybko odnajdując się w nowej technologii i nowoczesnych siedzibach.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.
Historyczne ciekawostki
Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "Historyczne ciekawostki" podaj