Wiadomości
- 11 czerwca 2024
- wyświetleń: 2056
Historyczne ciekawostki: nietypowy rajd przez miasto
Dzisiejsi bielszczanie z sentymentem wspominają postacie, które uświetniały swoją niezwykłą osobowością życie codzienne na ulicach miasta. Wielu pamięta człowieka orkiestrę (p. Stanisława Brzuchacza) czy też znaną dobrze „panią z gwizdkiem”. Podobnych osób można byłoby wymienić zapewne dużo więcej, jednak tym razem cofniemy się o ponad 100 lat. Okazuje się, że już wtedy wśród mieszkańców Bielska były osoby o nierzadko ekscentrycznym sposobie bycia.
Wielu dawnych bielszczan doskonale pamiętało o wyróżniającej się postaci, jaką był niejaki Kwasny. Mieszkał on przy ulicy Józefa i był zatrudniony w znanej wszystkim fabryce maszyn G. Josephy’s Erben. Kwasny był niskim i krępym mężczyzną. Na tle innych wyróżniał go powolny, kołyszący się chód. Zwykle ubrany był w za dużą i zniszczoną już marynarkę z szerokimi rękawami, spod których ledwo wystawały jego palce.
Kwasny skonstruował sobie początkowo trzykołowiec, którym poruszał się po ulicach miasta, jednak z czasem mu się znudził. Początkowo postanowił zdemontować jedynie tylnie koło, ale ostatecznie, być może pod wpływem jakiegoś występu cyrkowego, podjął decyzję, że zostawi tylko jedno koło. Rama trójkołowca z dwoma pedałami osadzona była na wzmocnionej osi. Od osi do góry prowadził szeroki widelec, na którym znajdowało się siodełko. Ten nietypowy środek transportu nie wyglądał ładnie, a każdy element wydawał się być wątpliwy.
Każdego dnia Kwasny podejmował się kolejnych prób jazdy na monocyklu. Do nauki wybrał drogę od koszar do szynku „Pod patriotą”. Ulica do Starego Bielska była stosunkowo gładka, o lekkim nachyleniu.
Monocykl sprawił, że Kwasny był na ustach wszystkich mieszkańców. Jeszcze większą popularność zyskał dzięki przyjętemu zakładowi. Stawka była wysoka - butelka wódki pęto kiełbasy za wybitny popis umiejętności.
Pewnego dnia cały ruch na ulicy Józefa stanął w miejscu. Mężczyźni i kobiety tłoczyli się zaciekawieni tym, co właśnie się działo. Wszystkie dzieciaki biegły pędem w tą samą stronę. Wkrótce zjawił się na oczach wszystkich Kwasny, który przyjechał na swoim własnoręcznie wykonanym monocyklu. Z podniesionymi do góry rękoma, balansował swoim ciałem i parł do przodu wyboistą ulicą miasta w kierunku centrum.
Nagle wszystkim wydawało się, że Kwasny stracił równowagę. Monocykl wpadł do brudnego rynsztoku i niebezpiecznie skręcił, co groziło upadkiem. Wprawiony jeździec miał już jednak doświadczenie i zachował zimną krew. Szybkim ruchem wcisnął lewą rękę pod siodełko i zeskoczył. Po krótkiej chwili ustawił monocykl ponownie, stanął na lewym pedale i złapał równowagę odważnie siadając na siodełku.
Na początku rozpoczął jazdę zygzakiem, wkrótce jednak wrócił na prostą i podziwiany przez gapiów jechał dalej ulicą Józefa. Trasa prowadziła obok piekarni Homy. Przy introligatorze go Türku skręcił w prawo, a potem w lewo na Cesarską. Następnie pokonał ostry zakręt przy gościńcu Schuppa, przejechał obok rzeźnika Vogla i pomknął na rynek mijając sklep metalowy Morawitza, by ostatecznie zjechać ze wzgórza zamkowego na dół.
Na środku wzgórza zamkowego stał surowy policjant ruchu drogowego. Każdy kto przejeżdżał obok niego, grzecznie wskazywał zamiar skrętu. Nie inaczej poczynił Kwasny, który uniósł prawą rękę i przejechał obok policjanta, chwiejąc się przy tym jak stara karuzela. Cały ruch stanął w miejscu, samochody trąbiły i ustępowały miejsca nietuzinkowemu pojazdowi. Dzwonił także tramwaj, który z dworca zmierzał właśnie w kierunku Cygańskiego Lasu, a wszyscy podróżni z zaciekawieniem spoglądali z niego w stronę Kwasnego, chcąc być świadkiem tej niesamowitej przygody.
Wiele osób krzyczało w jego kierunku, dopingując go przy tym, jednak Kwasny pozostał w pełnym skupieniu. Największym wyzwaniem były tzw. „kocie łby”, które stanowiły nawierzchnię ówczesnych ulic. Jadąc po nich musiał utrzymać pełną równowagę, żeby się nie wywrócić. Nie tylko rękoma, lecz także szerokim zadem manewrował do przodu i do tyłu, co wyglądało jakby siedział na jeżu. Zatrzymał się dopiero na dole, przy winiarni na placu Giełdowym. Niesamowicie szybko udało mu się podciągnąć lewą ręką siodełko, po czym wykonał kilka kroków i już ponownie był w pędzie. Po chwili otoczyły go dzieci hałasując przy tym niesamowicie. Wszyscy go dobrze znali, opowiadano dowcipy o nim lub patrzono z podziwem, a także ciekawością na wehikuł, który samodzielnie wykonał. Nawet ciężko pracujący mieszkańcy Bielska tym razem nie spieszyli się jak zwykle, dołączyli do kręgu wokół Kwasnego i przyłączyli się do dyskusji.
Kwasny był tego dnia zwycięzcą. Wygrał zakład i odebrał nagrodę. Za przejazd przez miasto i pokonanie wzgórza zamkowego, otrzymał butelkę wódki i olbrzymie pęto kiełbasy. Wyjazd ten pozostał także jedynym wyczynem, który przyniósł mu sławę w jego dość osobliwej karierze artystycznej.
Źródło: Bielitz-Bialaer Beskidenbriefe. Heimat und Fremde, marzec 1953, nr 3.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.
Historyczne ciekawostki
Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "Historyczne ciekawostki" podaj