Piekielny trening przyszłych komandosów. Pokonali 150 kilometrów w sześć dni

Uczestnikami kursu "Śnieżyca", objętego patronatem Ministerstwa Obrony Narodowej, była młodzież i studenci cywilni. Rozpoczął się on początkiem marca od zrzutu ze spadochronami aspirujących komandosów z samolotu znajdującego się nad Lipową.

Szkolenie było próbą fizycznej wydolności, treningiem wzorowanym na szkoleniu prawdziwych żołnierzy, a jego zadaniem było doprowadzenie młodych ludzi do granic stresu i zmęczenia.

- Przyjechałem tutaj się sprawdzić, moim celem jest w zostać żołnierzem jednostki wojskowej Grom. W trakcie kursu we trzech spaliśmy po kilka godzin dziennie w kałuży i dzieliliśmy się zimną konserwą licząc, że rano wyjdzie słońce. Już wiem, że to odporność psychiczna, umiejętność radzenia sobie w tych najtrudniejszych momentach jest kluczowa, żeby podjąć się takiego zobowiązania - mówi jeden z uczestników.

Jak podkreśla Karol Zwierzchowski, mentor Jednostki Wojskowej Komandosów Warszawa, najtrudniejszym było zrozumienie, że zasady kursu są nienaruszalne.

- Wielokrotnie mieliśmy poczucie, że ci młodzi ludzie po raz pierwszy w swoim życiu spotkali się z egzekwowaniem ustalonych zasad gry. Najpierw wielokrotnie staraliśmy się tłumaczyć, ale w środę wyrzuciliśmy kilkadziesiąt osób tylko za zdjęcie broni z pasa. Żołnierz bez broni jest nieprzydatny. Szkolenie odniosło skutek - już do jego zakończenia nikt nie zostawił bez opieki powierzonej mu broni - wyjaśnia.

Młodzieżowa Sekcja Wojskowa Związku Polskich Spadochroniarzy, która organizowała kurs "Śnieżyca", specjalizuje się w przygotowywaniu młodzieży i studentów cywilnych będących tak zwaną "Generacją Z" - jej przedstawiciele mają służyć na specjalistycznych stanowiskach w wojskach specjalnych, powietrznodesantowych i służbach specjalnych.