Foto
- 4 lutego 2024
- wyświetleń: 8991
Bielski policjant był kiedyś skoczkiem narciarskim. Startował razem z Małyszem
Sierż. szt. Marek Gwóźdź to były skoczek narciarski, który obecnie pracuje w Samodzielnym Pododziale Prewencji Policji w Bielsku-Białej. Przed laty miał okazję skoczyć na mamuciej skoczni w austriackim Kulm, należał też do kadry Pavla Mikeski - tej samej, w której skakał Adam Małysz.
O bielskim mundurowym szeroko pisze Gazeta Policyjna - cały artykuł można przeczytać tutaj.
Do kadry narodowej, prowadzonej przez czeskiego trenera Pavla Mikeske, dostał się w drugiej połowie lat 90. Śnieg i sport kochał jednak od małego - z kolegami skakał z ulepionych skoczni 5-, 10-, a nawet 30-metrowych. Potem zaczął treningi w BBTS-ie Bielsko-Biała wraz z setką innych dzieci.
- Jesienią kilku ubyło, a gdy przyszła zima i trzeba było przypiąć długie narty i jeździć najpierw spod progu, zostało nas może trzydziestu. Tak wykruszali się kolejni. Gdy pierwszy raz w życiu miałem skoczyć z prawdziwej skoczni Biła i po schodach dźwigałem swoje narty, wziął je ode mnie Piotr Fijas. W tym momencie go nie poznałem. Gdy dowiedziałem się, że to właśnie on, rekordzista świata w lotach, wniósł mi narty na rozbieg, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Pan Piotr zawsze był wspaniałym człowiekiem. Ale do mnie wtedy po prostu uśmiechnęło się szczęście - wspomina bielski policjant.
Do pierwszej kadry z całej tej setki rówieśników dotarł tylko on. Mikeska oprócz niego wziął Wojciecha Skupnia, Roberta Mateję, Łukasza Kruczka i Adama Małysza.
- Z Adasiem jesteśmy z tego samego rocznika, tylko on z grudnia, a ja z maja. Dostaliśmy stypendium 500 zł. Wtedy dla nas to były naprawdę duże pieniądze. Lata 90. były ciężkie dla sportu. Teraz skoki są pokazywane jako przepiękny sport, dużo widzów, trzeba płacić za bilety. Wtedy na zawody mało kto przychodził. Trzeba było to po prostu lubić. Z trenerami Mikeską i Fijasem zacząłem pracować w 1995 r. i zaliczyłem z nimi cały sezon pucharu świata 1996/1997. Najpierw w Skandynawii, potem w Chamonix, gdzie zdobyłem pierwsze punkty w pucharze świata, potem Turniej Czterech Skoczni. Skocznie bardzo fajne, ale z tego co pamiętam, zakwalifikowałem się do pierwszej 50 dwa razy, a dwa razy niestety nie. Wtedy dla Polaków sukcesem było dostać się do pierwszej 50, a do 30 i zdobyć punkty PŚ, to już coś wielkiego - mówi Marek Gwóźdź.
Zdarzyło mu się też skoczyć z "mamuta" w austriackim Kulm. - W pierwszym skoku uzyskałem 171 metrów. Lot trwał może sześć sekund. Ja miałem wtedy 17 lat. To jest naprawdę wielkie przeżycie. Z góry to wygląda tak: jedzie kolega, jedzie i jedzie tym rozbiegiem, jeszcze jedzie i odbija się. I długo jeszcze go widać z góry, jak leci. Aż znika. Nie ma go. Na każdej skoczni już by wyjechał, a tu go nie ma. Aż pojawia się na dole, daleko, taki malutki. Dlatego kiedy porównujemy nawet duże skocznie z tą mamucią - to są dwa różne światy - mówi.
Kariera Gwoździa miała się rozwinąć po rozpoczęciu służby wojskowej - miał przejść krótkie przeszkolenie w jednostce i przenieść się do WKS Zakopane, ale cała procedura się znacznie wydłużyła. Potem nie przedłużono mu kontraktu żołnierza nadterminowego, w międzyczasie nie pojechał na igrzyska w Nagano. Bielski policjant próbował trenować, ale gdy zaczął przegrywać z młodszymi kolegami musiał podjąć decyzję o dalszych startach. Przygodę ze sportem zakończył jednak dwoma medalami mistrzostw Polski - złotym w drużynie i brązowym indywidualnie.
Od 2015 roku bielszczanin pracuje w prewencji i nadal ma kontakt ze sportem zimowym, chociaż w innej formie - patroluje stoki narciarskie. W ubiegłym roku zabezpieczał też zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich w Wiśle.
O bielskim mundurowym szeroko pisze Gazeta Policyjna - cały artykuł można przeczytać tutaj.
Do kadry narodowej, prowadzonej przez czeskiego trenera Pavla Mikeske, dostał się w drugiej połowie lat 90. Śnieg i sport kochał jednak od małego - z kolegami skakał z ulepionych skoczni 5-, 10-, a nawet 30-metrowych. Potem zaczął treningi w BBTS-ie Bielsko-Biała wraz z setką innych dzieci.
- Jesienią kilku ubyło, a gdy przyszła zima i trzeba było przypiąć długie narty i jeździć najpierw spod progu, zostało nas może trzydziestu. Tak wykruszali się kolejni. Gdy pierwszy raz w życiu miałem skoczyć z prawdziwej skoczni Biła i po schodach dźwigałem swoje narty, wziął je ode mnie Piotr Fijas. W tym momencie go nie poznałem. Gdy dowiedziałem się, że to właśnie on, rekordzista świata w lotach, wniósł mi narty na rozbieg, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Pan Piotr zawsze był wspaniałym człowiekiem. Ale do mnie wtedy po prostu uśmiechnęło się szczęście - wspomina bielski policjant.
Do pierwszej kadry z całej tej setki rówieśników dotarł tylko on. Mikeska oprócz niego wziął Wojciecha Skupnia, Roberta Mateję, Łukasza Kruczka i Adama Małysza.
- Z Adasiem jesteśmy z tego samego rocznika, tylko on z grudnia, a ja z maja. Dostaliśmy stypendium 500 zł. Wtedy dla nas to były naprawdę duże pieniądze. Lata 90. były ciężkie dla sportu. Teraz skoki są pokazywane jako przepiękny sport, dużo widzów, trzeba płacić za bilety. Wtedy na zawody mało kto przychodził. Trzeba było to po prostu lubić. Z trenerami Mikeską i Fijasem zacząłem pracować w 1995 r. i zaliczyłem z nimi cały sezon pucharu świata 1996/1997. Najpierw w Skandynawii, potem w Chamonix, gdzie zdobyłem pierwsze punkty w pucharze świata, potem Turniej Czterech Skoczni. Skocznie bardzo fajne, ale z tego co pamiętam, zakwalifikowałem się do pierwszej 50 dwa razy, a dwa razy niestety nie. Wtedy dla Polaków sukcesem było dostać się do pierwszej 50, a do 30 i zdobyć punkty PŚ, to już coś wielkiego - mówi Marek Gwóźdź.
Zdarzyło mu się też skoczyć z "mamuta" w austriackim Kulm. - W pierwszym skoku uzyskałem 171 metrów. Lot trwał może sześć sekund. Ja miałem wtedy 17 lat. To jest naprawdę wielkie przeżycie. Z góry to wygląda tak: jedzie kolega, jedzie i jedzie tym rozbiegiem, jeszcze jedzie i odbija się. I długo jeszcze go widać z góry, jak leci. Aż znika. Nie ma go. Na każdej skoczni już by wyjechał, a tu go nie ma. Aż pojawia się na dole, daleko, taki malutki. Dlatego kiedy porównujemy nawet duże skocznie z tą mamucią - to są dwa różne światy - mówi.
Kariera Gwoździa miała się rozwinąć po rozpoczęciu służby wojskowej - miał przejść krótkie przeszkolenie w jednostce i przenieść się do WKS Zakopane, ale cała procedura się znacznie wydłużyła. Potem nie przedłużono mu kontraktu żołnierza nadterminowego, w międzyczasie nie pojechał na igrzyska w Nagano. Bielski policjant próbował trenować, ale gdy zaczął przegrywać z młodszymi kolegami musiał podjąć decyzję o dalszych startach. Przygodę ze sportem zakończył jednak dwoma medalami mistrzostw Polski - złotym w drużynie i brązowym indywidualnie.
Od 2015 roku bielszczanin pracuje w prewencji i nadal ma kontakt ze sportem zimowym, chociaż w innej formie - patroluje stoki narciarskie. W ubiegłym roku zabezpieczał też zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich w Wiśle.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.