Foto
- 3 września 2023
- wyświetleń: 4402
Na trybunach przeważał GKS, ale na boisku już nie. Kolejny remis Górali
7 ligowych punktów dzieliło przed meczem bielskie Podbeskidzie - zajmujące miejsce tuż nad strefą spadkową - a katowicką Gieksę, która plasowała się na czwartym miejscu. Na boisku jednak nie było widać wyraźnej przewagi gości i mecz zakończył się remisem 1:1.
Spotkanie przyciągnęło ponad 8,5 tys. widzów na stadion przy Rychlińskiego 21, jednak dużo aktywniejsi na trybunach byli sympatycy gości zajmujący prawie całą trybunę za bramką.
Pierwszy kwadrans spotkania upłynął pod znakiem przewagi gości, mocno dopingowanych przez swoich licznie zgromadzonych kibiców. Ale to Podbeskidzie stworzyło pierwszą wartą odnotowania sytuację - Kadrić wygrał pojedynek główkowy i zgrał do Janoty, ale strzał kapitana Górali przeleciał nad poprzeczką. Podobny efekt miała próba Jodłowca z 13 minuty, który nie trafił w światło bramki po zamieszaniu w polu karnym gości.
Z każdą kolejną minutą to jednak Podbeskidzie próbowało przejąć kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. W 17 minucie dobrą centrą w pole karne popisał się Tomasik i chociaż Banaszewski świetnie się odnalazł w szesnastce, to futbolówka po jego główce poleciała obok bramki.
Pozostała część pierwszej połowy nie przyniosła zbyt wielu emocji. Odnotować można jedynie w końcu sfinalizowaną akcję gości, gdy przed upływem pół godziny gry niecelnie główkował Arak, czy podanie Bidy w kierunku czekającego na strzał Banaszewskiego w 39 minucie, pewnie wyłapane w polu karnym Gieksy przez Kudłę. Do tego zestawienia można też dodać celny, chociaż lekki i łatwy do wybronienia strzał Araka sprzed pola karnego w doliczonym czasie gry, z którym Procek nie miał problemów. Do przerwy było więc 0:0.
W drugą część spotkania lepiej weszli Górale. Już trzy minuty po jej rozpoczęciu rozegrali składną akcję w polu karnym gości, ale podanie Banaszewskiego trafiło w słupek i wyszło poza linię końcową. Chwilę później kolejny atak gospodarzy, w którym Kisiel zagrywał do Bidy, zakończył się zablokowanym uderzeniem tego drugiego. Po rzucie rożnym celnie główkował Chlumecky, ale jego próbę wyłapał Kudła.
Piłkarze spod Klimczoka w kolejnych minutach wciąż przeważali. W 55 minucie udane dośrodkowanie posłał Ziółkowski, a Kadrić celnie główkował. Piłkę złapał jednak Kudła, a chwilę później gra musiała zostać wstrzymana - kibice GKS Katowice rzucili bowiem na murawę taśmy.
Po tej wymuszonej przerwie Górale wciąż przeważali i w 68 minucie w końcu ich kibice mieli powody do radości! Ze skrzydła do środka świetnie zszedł Mateusz Ziółkowski i płaskim mocnym strzałem zaskoczył bramkarza Gieksy - było 1:0 dla Podbeskidzia!
Chwilę później trener Mokry zdecydował się na pierwszą zmianę w składzie Górali - Bartosza Bidę zmienił Maksymilian Sitek.
Gospodarze nie cieszyli się jednak zbyt długo z prowadzenia, a to za sprawą dwójkowej akcji zmienników GKS. Shibata dograł do Sebastiana Bergiera, a ten główką pokonał Procka i było 1:1. Chwilę później mogło być wręcz 2:1, ale sytuację sam na sam Rogali świetnie wybronił bramkarz Podbeskidzia. W międzyczasie plac gry opuścił kontuzjowany Tomasik, a zmienił go Milašius.
Po strzelonej bramce wyrównującej do kolejnych ataków ruszyli zawodnicy GKS. Ich sympatycy mieli też powody do radości w 84 minucie, gdy po rozegraniu rzutu rożnego piłka wylądowała w siatce, ale nie byli zadowoleni zbyt długo - sędzia dopatrzył się spalonego.
Na dwie minuty przed zakończeniem regulaminowego czasu gry na boisku pojawili się debiutujący Antonio Perošević (zmienił Banaszewskiego), Marcel Misztal (zszedł Kisiel) oraz Lionel Abate (w miejsce Kadricia). Do drugiej części spotkania sędzia doliczył jednak aż 12 minut.
Doliczony czas przyniósł sporo emocji. Najpierw duet Bergier - Shibata mógł przesądzić o zwycięstwie gości, jednak strzał Japończyka w trzeciej doliczonej minucie obił słupek bramki Procka. Dwie minuty później odpowiedział Abate, ale Kudła był na posterunku.
Mecz "zamknąć" mógł na koniec Shibata, ale i jego strzał w ostatniej akcji świetnie wybronił Kudła. Po tej sytuacji sędzia zagwizdał po raz ostatni i mecz zakończył się wynikiem 1:1.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Grzegorz Mokry skomentował przebieg spotkania i to, co działo się na trybunach. - Chciałbym podziękować kibicom obu zespołów za to, jakie widowisko stworzyli na tym meczu. Nie tylko mi jest miło prowadzić zespół, ale też zawodnikom dobrze jest grać przy takiej publice - zaznaczył na wstępie.
- Chcieliśmy się naszym fanom zrewanżować za ten bardzo słaby występ w Gdańsku i myślę, że przez blisko 70 minut mieliśmy grę pod kontrolą - mieliśmy większe posiadanie piłki, GKS nam też nie zagrażał. Po raz czwarty prowadzimy w spotkaniu na własnym boisku 1:0 i nie potrafimy dowieźć tego prowadzenia. Straciliśmy bramkę, gdy graliśmy w osłabieniu - Piotr Tomasik był kontuzjowany i udzielana mu była pomoc medyczna - ale mimo tego powinniśmy tę sytuację wybronić. Mieliśmy przewagę w swoim polu karnym i musimy się jeszcze bardziej poświęcić. Od momentu, w którym GKS zdobył bramkę mecz otworzył się na obie strony, goście mieli też swoje sytuacje i mogli nawet wygrać. My mieliśmy sytuację Abate czy strzał Sitka, który wybity został z bramki. Mecz mógł się podobać, ale ten jeden punkt to ciągle mało. Na swoim stadionie powinniśmy wygrywać i do tego dążymy - analizował potyczkę.
Szkoleniowiec Górali odpowiedział też na dwa zadane przez nas pytania. W pierwszym z nich poruszyliśmy temat dość wyraźnej przewagi ekipy gospodarzy w statystykach - Górale mieli zarówno wyższe posiadanie piłki (62 - 38%), ale też przeprowadzili dużo więcej groźnych ataków niż przeciwnik. Spytaliśmy więc, dlaczego nie przekłada się to na skuteczność i czy np. transfer Antonio Peroševića ma być remedium na te problemy.
- Nie chcę się powtarzać, ale u nas ciągle trwa budowa. Dzisiaj debiut w pierwszym składzie zaliczył Haris Kadrić i uważam, że dobrze wywiązywał się ze swoich zadań - zbierał górne piłki, walczył z obrońcami, miał jedną sytuację, ale też wiemy, kiedy on przyszedł. Antonio to jest kolejny zawodnik, dołączył do nas dwa tygodnie temu. Ma bardzo ciekawe CV, zaliczył występy w pierwszej kadrze Chorwacji, tylko też go musimy odpowiednio przygotować. W tym tygodniu wypadł nam też Jaka Kolenc, w Gdańsku czerwoną kartkę otrzymał Jan Hlavica i ciągle ta sytuacja kadrowa się zmienia. Ten zespół potrzebuje złapania wspólnego rytmu, by lepiej się rozumiał na boisku, by jeden zawodnik wiedział czego się spodziewać po drugim. Przez najbliższe dwa tygodnie przerwy reprezentacyjnej czeka nas wytężona praca, taki dodatkowy krótki okres przygotowawczy, żeby jak najlepiej wprowadzić do zespołu tych nowych zawodników - odpowiadał trener Mokry.
Gdy jednak spojrzymy na tabelę pierwszoligową, to w górnej jej części znajdziemy m.in. takie zespoły jak Lechia Gdańsk czy GKS Tychy, które podobnie jak Podbeskidzie przeszły w lecie sporą rewolucję kadrową. Dlaczego więc one potrafią lepiej punktować?
- Odniósł bym się bardziej do Lechii Gdańsk. Pewnie widział pan dzisiejszy wynik (porażka 5:2 z Zagłębiem Sosnowiec - dop. red.) i to, jak bardzo chimeryczny jest ten zespół - jest w stanie najpierw przegrać z Resovią 2:0, potem wygrać z nami kapitalnie 3:0, a teraz znowu przegrać. Tylko jeśli do tego zespołu przychodzi król strzelców poprzedniego sezonu, gracz na którego nie stać trzech czwartych klubów ekstraklasy, to dużo łatwiej go wkomponować niż zawodnika, który trafia do klubu w sierpniu, a ostatni mecz rozegrał w maju. Sytuacja każdego zespołu jest inna. Choćby nasz dzisiejszy przeciwnik, GKS Katowice, dokonał kilku zmian i z zespołu mającego swoje kłopoty na wiosnę stał się moim zdaniem topowym jak na pierwszą ligę - pierwsza trójka, jeśli nie wyżej. Jedyną porażkę ponieśli do tej pory w Legnicy, gdzie grali długo w dziesiątkę, a pozostałe mecze mieli pod kontrolą - wyjaśnił trener.
Spotkanie przyciągnęło ponad 8,5 tys. widzów na stadion przy Rychlińskiego 21, jednak dużo aktywniejsi na trybunach byli sympatycy gości zajmujący prawie całą trybunę za bramką.
Pierwszy kwadrans spotkania upłynął pod znakiem przewagi gości, mocno dopingowanych przez swoich licznie zgromadzonych kibiców. Ale to Podbeskidzie stworzyło pierwszą wartą odnotowania sytuację - Kadrić wygrał pojedynek główkowy i zgrał do Janoty, ale strzał kapitana Górali przeleciał nad poprzeczką. Podobny efekt miała próba Jodłowca z 13 minuty, który nie trafił w światło bramki po zamieszaniu w polu karnym gości.
Z każdą kolejną minutą to jednak Podbeskidzie próbowało przejąć kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. W 17 minucie dobrą centrą w pole karne popisał się Tomasik i chociaż Banaszewski świetnie się odnalazł w szesnastce, to futbolówka po jego główce poleciała obok bramki.
Pozostała część pierwszej połowy nie przyniosła zbyt wielu emocji. Odnotować można jedynie w końcu sfinalizowaną akcję gości, gdy przed upływem pół godziny gry niecelnie główkował Arak, czy podanie Bidy w kierunku czekającego na strzał Banaszewskiego w 39 minucie, pewnie wyłapane w polu karnym Gieksy przez Kudłę. Do tego zestawienia można też dodać celny, chociaż lekki i łatwy do wybronienia strzał Araka sprzed pola karnego w doliczonym czasie gry, z którym Procek nie miał problemów. Do przerwy było więc 0:0.
W drugą część spotkania lepiej weszli Górale. Już trzy minuty po jej rozpoczęciu rozegrali składną akcję w polu karnym gości, ale podanie Banaszewskiego trafiło w słupek i wyszło poza linię końcową. Chwilę później kolejny atak gospodarzy, w którym Kisiel zagrywał do Bidy, zakończył się zablokowanym uderzeniem tego drugiego. Po rzucie rożnym celnie główkował Chlumecky, ale jego próbę wyłapał Kudła.
Piłkarze spod Klimczoka w kolejnych minutach wciąż przeważali. W 55 minucie udane dośrodkowanie posłał Ziółkowski, a Kadrić celnie główkował. Piłkę złapał jednak Kudła, a chwilę później gra musiała zostać wstrzymana - kibice GKS Katowice rzucili bowiem na murawę taśmy.
Po tej wymuszonej przerwie Górale wciąż przeważali i w 68 minucie w końcu ich kibice mieli powody do radości! Ze skrzydła do środka świetnie zszedł Mateusz Ziółkowski i płaskim mocnym strzałem zaskoczył bramkarza Gieksy - było 1:0 dla Podbeskidzia!
Chwilę później trener Mokry zdecydował się na pierwszą zmianę w składzie Górali - Bartosza Bidę zmienił Maksymilian Sitek.
Gospodarze nie cieszyli się jednak zbyt długo z prowadzenia, a to za sprawą dwójkowej akcji zmienników GKS. Shibata dograł do Sebastiana Bergiera, a ten główką pokonał Procka i było 1:1. Chwilę później mogło być wręcz 2:1, ale sytuację sam na sam Rogali świetnie wybronił bramkarz Podbeskidzia. W międzyczasie plac gry opuścił kontuzjowany Tomasik, a zmienił go Milašius.
Po strzelonej bramce wyrównującej do kolejnych ataków ruszyli zawodnicy GKS. Ich sympatycy mieli też powody do radości w 84 minucie, gdy po rozegraniu rzutu rożnego piłka wylądowała w siatce, ale nie byli zadowoleni zbyt długo - sędzia dopatrzył się spalonego.
Na dwie minuty przed zakończeniem regulaminowego czasu gry na boisku pojawili się debiutujący Antonio Perošević (zmienił Banaszewskiego), Marcel Misztal (zszedł Kisiel) oraz Lionel Abate (w miejsce Kadricia). Do drugiej części spotkania sędzia doliczył jednak aż 12 minut.
Doliczony czas przyniósł sporo emocji. Najpierw duet Bergier - Shibata mógł przesądzić o zwycięstwie gości, jednak strzał Japończyka w trzeciej doliczonej minucie obił słupek bramki Procka. Dwie minuty później odpowiedział Abate, ale Kudła był na posterunku.
Mecz "zamknąć" mógł na koniec Shibata, ale i jego strzał w ostatniej akcji świetnie wybronił Kudła. Po tej sytuacji sędzia zagwizdał po raz ostatni i mecz zakończył się wynikiem 1:1.
Skład wyjściowy Podbeskidzia Bielsko-Biała: Patryk Procek - Grzegorz Tomasik, Martin Chlumecky, Daniel Mikołajewski, Mateusz Ziółkowski - Jakub Kisiel, Tomasz Jodłowiec, Michał Janota - Maksymilian Banaszewski, Haris Kadrić, Bartosz Bida
Skład wyjściowy GKS Katowice: Dawid Kudła - Marcin Wasielewski, Arkadiusz Jędrych, Oskar Repka - Aleksander Komor, Bartosz Jaroszek, Antoni Kozubal, Grzegorz Rogala - Adrian Błąd, Jakub Arak, Mateusz Mak
Skład wyjściowy GKS Katowice: Dawid Kudła - Marcin Wasielewski, Arkadiusz Jędrych, Oskar Repka - Aleksander Komor, Bartosz Jaroszek, Antoni Kozubal, Grzegorz Rogala - Adrian Błąd, Jakub Arak, Mateusz Mak
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Grzegorz Mokry skomentował przebieg spotkania i to, co działo się na trybunach. - Chciałbym podziękować kibicom obu zespołów za to, jakie widowisko stworzyli na tym meczu. Nie tylko mi jest miło prowadzić zespół, ale też zawodnikom dobrze jest grać przy takiej publice - zaznaczył na wstępie.
- Chcieliśmy się naszym fanom zrewanżować za ten bardzo słaby występ w Gdańsku i myślę, że przez blisko 70 minut mieliśmy grę pod kontrolą - mieliśmy większe posiadanie piłki, GKS nam też nie zagrażał. Po raz czwarty prowadzimy w spotkaniu na własnym boisku 1:0 i nie potrafimy dowieźć tego prowadzenia. Straciliśmy bramkę, gdy graliśmy w osłabieniu - Piotr Tomasik był kontuzjowany i udzielana mu była pomoc medyczna - ale mimo tego powinniśmy tę sytuację wybronić. Mieliśmy przewagę w swoim polu karnym i musimy się jeszcze bardziej poświęcić. Od momentu, w którym GKS zdobył bramkę mecz otworzył się na obie strony, goście mieli też swoje sytuacje i mogli nawet wygrać. My mieliśmy sytuację Abate czy strzał Sitka, który wybity został z bramki. Mecz mógł się podobać, ale ten jeden punkt to ciągle mało. Na swoim stadionie powinniśmy wygrywać i do tego dążymy - analizował potyczkę.
Szkoleniowiec Górali odpowiedział też na dwa zadane przez nas pytania. W pierwszym z nich poruszyliśmy temat dość wyraźnej przewagi ekipy gospodarzy w statystykach - Górale mieli zarówno wyższe posiadanie piłki (62 - 38%), ale też przeprowadzili dużo więcej groźnych ataków niż przeciwnik. Spytaliśmy więc, dlaczego nie przekłada się to na skuteczność i czy np. transfer Antonio Peroševića ma być remedium na te problemy.
- Nie chcę się powtarzać, ale u nas ciągle trwa budowa. Dzisiaj debiut w pierwszym składzie zaliczył Haris Kadrić i uważam, że dobrze wywiązywał się ze swoich zadań - zbierał górne piłki, walczył z obrońcami, miał jedną sytuację, ale też wiemy, kiedy on przyszedł. Antonio to jest kolejny zawodnik, dołączył do nas dwa tygodnie temu. Ma bardzo ciekawe CV, zaliczył występy w pierwszej kadrze Chorwacji, tylko też go musimy odpowiednio przygotować. W tym tygodniu wypadł nam też Jaka Kolenc, w Gdańsku czerwoną kartkę otrzymał Jan Hlavica i ciągle ta sytuacja kadrowa się zmienia. Ten zespół potrzebuje złapania wspólnego rytmu, by lepiej się rozumiał na boisku, by jeden zawodnik wiedział czego się spodziewać po drugim. Przez najbliższe dwa tygodnie przerwy reprezentacyjnej czeka nas wytężona praca, taki dodatkowy krótki okres przygotowawczy, żeby jak najlepiej wprowadzić do zespołu tych nowych zawodników - odpowiadał trener Mokry.
Gdy jednak spojrzymy na tabelę pierwszoligową, to w górnej jej części znajdziemy m.in. takie zespoły jak Lechia Gdańsk czy GKS Tychy, które podobnie jak Podbeskidzie przeszły w lecie sporą rewolucję kadrową. Dlaczego więc one potrafią lepiej punktować?
- Odniósł bym się bardziej do Lechii Gdańsk. Pewnie widział pan dzisiejszy wynik (porażka 5:2 z Zagłębiem Sosnowiec - dop. red.) i to, jak bardzo chimeryczny jest ten zespół - jest w stanie najpierw przegrać z Resovią 2:0, potem wygrać z nami kapitalnie 3:0, a teraz znowu przegrać. Tylko jeśli do tego zespołu przychodzi król strzelców poprzedniego sezonu, gracz na którego nie stać trzech czwartych klubów ekstraklasy, to dużo łatwiej go wkomponować niż zawodnika, który trafia do klubu w sierpniu, a ostatni mecz rozegrał w maju. Sytuacja każdego zespołu jest inna. Choćby nasz dzisiejszy przeciwnik, GKS Katowice, dokonał kilku zmian i z zespołu mającego swoje kłopoty na wiosnę stał się moim zdaniem topowym jak na pierwszą ligę - pierwsza trójka, jeśli nie wyżej. Jedyną porażkę ponieśli do tej pory w Legnicy, gdzie grali długo w dziesiątkę, a pozostałe mecze mieli pod kontrolą - wyjaśnił trener.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.
Podbeskidzie Bielsko-Biała
Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "Podbeskidzie Bielsko-Biała" podaj